Historia Marty
N azywam się Marta Balon - tworzę pod pseudonimem M.M. Macko. Urodziłam się w 1976 roku, we Wrocławiu. Kiedy byłam dzieckiem, marzyłam o tym, żeby zostać weterynarzem. Jednak w latach, na które przypadło moje dzieciństwo, zawód ten zazwyczaj oznaczał pracę w trudnych warunkach na wsi. Sterylne i piękne gabinety weterynaryjne nie należały wówczas do zjawisk powszechnych.
Do tej pory pamiętam babcię ostrzagającą mnie, że jeśli pragnę leczyć zwierzęta, albo jak ona powiadała, stać się felczerem, muszę być wystarczająco silna, aby odebrać poród od krowy. Nie wiem dlaczego kochana babunia wybrała akurat ten przykład.
Może ze względu na własne doświadczenia podczas zsyłki na Syberię, kiedy rzeczywiście została zmuszona do tego, żeby wyciągnąć z krowy cielaka.
Bardzo mocno zapadło mi w pamięć jej pełne politowania spojrzenie, lustrujące moje drobne i szczupłe ramiona. No cóż. Posłuchałam babci i zdecydowałam, że zamiłowanie do zwierząt pozostanie jedynie w sferze hobby. Kochałam hodować najróżniejsze stworzenia, dlatego domownicy często znajdowali w moim pokoju osobliwe żyjątka, począwszy od ślimaków, poprzez traszki a kończąc na zwierzętach futerkowych.
Raz zabrałam chomika do szkoły, umieszczając go w kieszonce w kamizelce. Tego dnia miałam dzięki Bogu mało lekcji i gryzoń przez cały czas trwania zajęć był pogrążony w głębokim śnie. Ciekawe, co by się stało, gdyby nagle się obudził i postanowił zwiedzić klasę? Niestety posiadam na swoim koncie również kilka dość drastycznych eksperymentów, (zachowam je dla siebie) które ujawniły moje prężne zainteresowanie biologią i medycyną. Jeśli ktoś się kiedykolwiek zastanawiał, czy odebranie porodu od rybki akwariowej jest możliwe, powiem tylko, a i owszem. Natomiast skutki takiego przedsięwzięcia mogą znacznie odbiegać od oczekiwanych rezultatów :)
Przez krótki okres czasu pociągała mnie praca sprzedawcy. Razem z moim sąsiadem z ulicy, jeździliśmy na miejskie targowisko mieszczące się przy placu Grunwaldzkim, żeby handlować warzywami z ogródka, starymi ciuchami, kasetami i książkami. I tu znów historia związana z babcią. Wyglądam przez okno, za którym roztacza się następujący widok. Babcia stoi nad grządkami i przygląda się potężnym wyrwom w ziemi. Jej mina jest złowroga, ale jednocześnie zdumiona. Bierze się pod boki i zaczyna zmierzać w stronę domu, mrucząc pod nosem: "Gdzie się podziały buraki?". Zabawa na targowisku zbyt mocno stresowała mnie i kolegę. Należy pamiętać, że byliśmy dziećmi i nie posiadaliśmy pozwolenia na handel. Baliśmy się, że zatrzyma nas milicja, która od czasu do czasu patrolowała stoiska. Pewnego dnia mój sąsiad wymyślił, że możemy robić placki i sprzedawać je ludziom przechodzącym przez naszą ulicę. Wyniósł coś na kształt butli gazowej i zabraliśmy się za robotę tuż przy bramce prowadzącej do jego szeregówki. Do placków dorzucaliśmy gratis plastikowy kubeczek z wodą mineralną "Grodziska". Obrót był całkiem niezły, ale wzrósł w niewyobrażalny sposób, kiedy pojawił się nasz rówieśnik mieszkający w bloku na początku ulicy. Kupował placki bez opamiętania i płacił. Po jakimś czasie powietrze rozdarł wrzask jego babci, która niczym burza z piorunami natarła na nasze stanowisko pracy. Chwyciła wszystkie monety z pudełka i udzielając nam soczystej reprymendy, zniknęła. Okazało się, że kolega podbierał pieniądze z jej portmonetki. Szkoda tylko, że kobieta nie wzięła pod uwagę, że utarg nie pochodził jedynie z kradzieży jej wnuka. Przygnębiający incydent sprawił, że zaprzestaliśmy sprzedaży ulicznej:)
Gdzieś po drodze marzyłam o pracy dziennikarza, dlatego razem ze wspomnianym wyżej sąsiadem, zdobywaliśmy kasety magnetofonowe z wywiadami, kasowaliśmy kwestie wypowiadane przez przeprowadzającego rozmowę, a potem nagrywaliśmy własne pytania. Kiedy to zajęcie nam się znudziło, wyciągaliśmy z potężnego pudła elektryczną kolejkę, którą kolega otrzymał w prezencie od taty ze Stanów Zjednoczonych, i bawiliśmy się w pana Smith'a i pana Bender'a, dwóch bogatych przedsiębiorców będących właścicielami linii kolejowej.
Ostatecznie zostałam nauczycielem języka angielskiego, co sprawiało mi ogromną przyjemność przez wiele lat. Ufam, że moi uczniowie mogą potwierdzić, że jestem całkiem niezłym belfrem. Miałam przywilej uczyć osoby indywidualne jak i różne grupy wiekowe w rozmaitych miejscach. Nauczyciel to wspaniały zawód, ponieważ wiąże się z kreatywnością. Wiedzę można przekazywać w coraz to nowy sposób, pod warunkiem, że nie popadniemy w zabijającą wszystko rutynę. Krótka anegdota z mojej nauczycielskiej kariery dotyczy tego, że słowa nie są tak ważne, jak czyny. W szkole, w której pracowałam, jedna z klas miała nawyk nie wyłączania telefonów komórkowych podczas lekcji. Kiedy po raz kolejny rozległ się dźwięk przychodzącego sms'a, nie wytrzymałam i zrobiłam uczniom pogadankę na ten temat. Byłam bliska zadania im pisemnej pracy w języku angielskim pod tytułem "Dlaczego już nigdy nie zapomnę o wyłączeniu telefonu przed zajęciami?". Bardzo sympatyczna i generalnie grzeczna klasa wysłuchała mnie ze spuszczonymi głowami i gdy napominające słowa wciąż brzmiały z moich ust, z torby na biurku wydobył się długi przeciągły sygnał. Co gorsze nie był to odgłos przychodzącej wiadomości, lecz połączenia telefonicznego. Wszyscy utkwili wzrok w skórzanej torbie, włącznie ze mną. "Tak właśnie nie powinno się robić"- stwierdziłam i nerwowo zachichotałam. Nigdy wcześniej nie zapomniałam wyciszyć urządzenia.
W końcu nadszedł moment, kiedy poczułam, że potrzebuję coś zmienić w sferze zawodowej. Zajęłam się tłumaczeniem ustnym oraz pisemnym, które według mnie stanowi świetną bazę wyjściową do tworzenia własnych tekstów. Początki nie należały do najłatwiejszych. Po tym jak wykonałam pierwszą próbkę tłumaczenia dla pewnego wydawnictwa i sądziłam, że wzbiłam się na wyżyny swoich możliwości, zobaczyłam poprawiony przez korektora dokument. Z ekranu komputera wręcz krzyczała czerwień - kolor poprawek, komentarzy i uwag. Pod tekstem widniało przeszywające do głębi pytanie od szefa wydawnictwa: "Czy naprawdę jesteś w stanie poradzić sobie z tym tłumaczeniem?". Poczułam falę gorąca i wszechogarniające zniechęcenie. Trawiłam sytuację przez kilka kolejnych dni, aż w końcu postanowiłam, że mimo ogromnej pokusy poddania się, nie zrobię tego. Musiałam przełknąć swoją dumę i poprosić o kolejną szansę. A potem już było tylko lepiej :)
Moja przygoda z pisaniem rozpoczęła się we wczesnym dzieciństwie, ale z biegiem lat porzuciłam ją, tłumacząc to sobie całym wachlarzem wymówek. Od czasu do czasu dawała o sobie znać i gdzieś w głębi serca zawsze wiedziałam, że muszę pozwolić się przez nią pochwycić. Każdy pisarz marzy o popularności i sukcesie. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że jestem wyjątkiem. Oczywiście, że chcę, aby ludzie czytali to, co stworzę. Wierzę w Boga, który wkłada w nas talenty, marzenia i dary. Wierzę, że kiedy je rozwijamy, przynosimy Mu radość. Bez względu na to, czy zasięg mojego wpływu obejmie małe czy duże kręgi, pragnę wyrazić siebie przez słowa. Poczuję się niezmiernie zaszczycona, jeśli będziecie towarzyszyć mi w podróży :)
K rótka historyjka o Marcie ...w sen opakowana :) Śniłam o tym, że Marta, ja i sam Jezus byliśmy w bardzo wysokim budynku. Mieliśmy razem wjechać windą na jakieś wysokie piętro tego budynku. Ze względu na to, że winda była mała, ja z Jezusem pojechałam pierwsza, wysiedliśmy na przestronnym korytarzu ….i czekamy na Martę...i czekamy...i czekamy...Po dłuższej chwili Jezus z takim figlarnym uśmiechem podchodzi blisko do drzwi windy i woła przez niewielką szczelinę " Martuś! Tam jest taki guziczek, musisz go nacisnąć ! "
Ten, krótki sen jest świetną ilustracją pewnej uroczej Martusiowej cechy: braku lubości do techniczności :)) Bywa, że i sam Bóg się nad tym uśmiecha i śpieszy Marcie na pomoc :))
Aneta
P o spotkaniu i czasie spędzonym z Martą zawsze mam niedosyt. Trwa to już 19 lat.
Asia
M arta! Jedyna w swoim rodzaju. Efemeryczna. Elektryzująca dobrą energią!
Dominik
M arta Balon jest kobietą, która pisze książkę i ogólnie sporo pisze.. A to o Niej można by napisać książkę;) Czemu? Bo jest kobietą niezwykłej odwagi! Gdy ktoś się boi, to często porusza się tylko w obszarach, które zna, i w których czuje się dość bezpiecznie. Marta Balon z kolei, z powodu swojej odwagi (głównie w pokonywaniu własnych ludzkich ograniczeń) stawia czoła nowym wyzwaniom, dlatego jej życie nie jest nudne i monotonne, lecz pełne różnorodnych zdarzeń ;)
Niezwykłą cechą w Marcie jest to, że potrafi słuchać innych ludzi i mieć do nich szacunek - niezależnie czy jest to Prezydent czy Sprzątacz. Kiedy wysłuchuje ludzi, poznaje między innymi ich marzenia - małe i duże. Także nieraz można znienacka otrzymać od Marty prezent bez okazji, który jest strzałem w dychę! Babeczka o dobrym sercu;)
Gorzej natomiast radzi sobie z matematyką - głównie z rachunkami dotyczącymi kosztów podróży samochodowych, hah;) Także jeśli komukolwiek zdarzy się podróżować z Martą jednym samochodem - niech taka osoba ma to na uwadze, że niechcący może dostać po kieszeni;)
Ernest
M arty otwartość i ciekawość wnoszą dużo świeżości w każdą relację. Jestem zachęcony patrząc na Martę, która mocno wierząc w Boga w praktyczny sposób realizuje swoje marzenia i tym samym zmienia rzeczywistość wokół siebie i innych, wprowadzając w nią wspomnianą świeżość w postaci żywego Boga. Za to jestem Bogu i Marcie wdzięczny i jestem przekonany, że Marta nas jeszcze niejednokrotnie pozytywnie zaskoczy.
Grzegorz
M arta jest osobą pełną empatii, zaraźliwego optymizmu i obdarzoną ogromnym poczuciem humoru. Nie znam drugiej osoby tak przyciągającej do siebie ludzi, których spotyka na swej drodze. Ciągle zachwycona otaczającym światem i ciekawa zarazem następnej jego odsłony. Już nie mogę się doczekać Twoich zapisków Marta,co ciekawego znajdzie się w tych opowieściach. Już czekam na podróż za Twoim piórem!!
Iza
M arta Balon jest przede wszystkim najlepszym człowiekiem jakiego znam. Jej zawsze pozytywne postrzeganie świata i niezwykły dar do zachęcania i podnoszenia drugiego człowieka są tylko małym wycinkiem z szerokiego wachlarza zalet. Marta odważnie podąża drogą kreatywności, tworząc świat do którego czytelnik tęskni i chce wracać. To co wychodzi spod jej pióra jest pełne światła i innej, nowej jakości. Mam ten przywilej, że mogę iść tą drogą razem z Martą i pozostaję pod wrażeniem jej niezwykłej pokory i odwagi.
Magda
Z czym kojarzy mi się Marta?? Hmm... Uwielbia zupy!! Gdziekolwiek by nie była i ma opcję to zawsze zamawiała jakąś zupę :)
Jest pełna radości, ekspresji, wnosi światło i ciepło. Przez długi czas nie lubiła sukienek, ale na szczęście to się zmienia. Ma równie szalonego kota, który tak jak ona jest ciekawy świata. To dzięki niej pokochałam pomarańczowo- śmietankową kawę z kawiarni Targowa i poznałam mnóstwo niezwykłych osób, które Marta ma dookoła siebie w swoim życiu. Jest towarzyska, pomysłowa i niesamowicie kochana. Potrafi wesprzeć, wysłuchać i opatrzyć duchowo- emocjonalne rany, ale też i zerwać plaster kiedy jest taka potrzeba. Marta jest taką perłą wśród skarbów - szlachetna i wzbudza szacunek u każdego, kto ma z nią styczność :)
Patrycja
"Wiara jest pewnością tego, czego się spodziewamy, przeświadczeniem o tym, czego nie widzimy".
List do Hebrajczyków 11:1