Powieść "Cykada na parapecie"

Data premiery 31 maj 2023r.

Na prośbę przyjaciół Justyna i Krystian wyruszają do chaty letniskowej w małopolskiej wsi, by zwalczyć kryzys i uratować małżeństwo. Żona izoluje się od męża, rygluje w wewnętrznym świecie smutku i uporu. Mąż uważa, że wie lepiej, co dobre dla niej i dla nich. Wzajemną komunikację dodatkowo utrudniają mroczne wspomnienia z odległej przeszłości – zarówno Justyny, jak Krystiana. Gdy już wydaje się, że rozwód jest jedynym słusznym rozwiązaniem, rzeczywistość komplikuje się jeszcze bardziej – na powierzchnię wypełzają koszmary, które trudno byłoby wyśnić filozofom, bo, jak powiadają górale, kiedy wieje halny, tańcują diabły…
Cykada na parapecie to poruszająca, momentami prawdziwie wstrząsająca opowieść o zbrodni i karze, tragicznych wyborach, zrozumieniu i zaufaniu, zagubieniu i krzywdzie, sile przyjaźni i nadziei. Warstwa obyczajowa niepostrzeżenie zmienia się w trzymającą w napięciu fabułę, a każda z postaci otrzymuje swój unikatowy głos, by uzupełnić nieoczywistą układankę.

Recenzje

,,Cykada na parapecie’’ to książka przepełniona emocjami, niekiedy tak silnymi, że zdają się zniewalać człowieka i wypaczać całe jego życie. Opowieść o rozpadającym się małżeństwie – dwójce osób którym nie wyszło – prowadzi nas meandrami przez wspomnienia pełne bólu. Jednak jak się okaże nie tylko przeszłość będzie ich pełna. Nieoczekiwane spotkanie obudzi demony, które sprawią, że cała historia przybierze dużo mroczniejsze tony. Jeżeli czujecie się zaintrygowani serdecznie zapraszam do lektury recenzji najnowszej powieści M.M. Macko.


Małżeństwo Justyny i Krystiana wielkimi krokami zmierza ku rozpadowi. I choć od czasów szkolnych łączyło ich silne uczucie, z czasem wszystko zaczęło się psuć, do tego stopnia, że Justyna ledwo znosi obecność swojego ,,jeszcze’’ męża. Z kolei Krystian pragnie zrobić wszystko by zatrzymać przy sobie Justynę, jednak wszystkie jego próby odnoszą wręcz odwrotny skutek. Wspólny wyjazd do zacisznego domku na łonie natury miał stanowić remedium na ich problemy i ponownie zbliżyć do siebie. Zamiast tego Justyna poznaje mężczyznę, któremu nie potrafi się oprzeć, a który ,jak się szybko okaże, ma z nią wiele wspólnego. Z kolei Krystian, ku własnemu zaskoczeniu, odnajduje pocieszenie w wierze. Ich ścieżki zdają się coraz bardziej od siebie oddalać – czy jest jeszcze nadzieja, że zbiegną się ponownie?

Autorka stworzyła historię, która potrafi naprawdę miło zaskoczyć. To co z początku wydaje się opowieścią o dwójce osób, których związek chyli się ku upadkowi w pewnym momencie zmienia się w zmuszającą do refleksji opowieść o krzywdzie, zemście, niezabliźnionych ranach, które zmieniają postrzeganie ich świata i siebie samych.

Nie ukrywam, że w pewnym momencie miałam obawy iż czytana opowieść zmieni się w kolejną ckliwą pozycję, na szczęście jednak autorka poszła w zupełnie inną stronę i zamiast mdłej obyczajówki ,,Cykada” zaserwowała nam pełną emocji historię zbrodni, której cienie sięgają znacznie dalej niż początkowo mogłoby się to wydawać. Nie brak tutaj także innych, równie ważnych wątków – poczynając od tego jak inne osoby kształtują nasze życie (czy tego chcemy czy nie),a kończąc na pedofilii. A wszystko to opiera się na solidnie skonstruowanych bohaterach, których wnikliwe przedstawienie pozwala nam poczuć targające nimi emocje. I niezależnie czy zapałamy do nich sympatią – będziemy śledzić ich losy z ogromnym zaangażowaniem.

,,Cykada na parapecie’’ wywołuje w czytelniku wiele skrajnych emocji podczas lektury. Przyznam szczerze, że nie trafiłam ostatnio na żaden tytuł, który mogłabym porównać do historii Justyny i Krystiana i dawno nie dałam się tak zaskoczyć czytanej opowieści. To zdecydowanie jedna z tych pozycji, którym warto dać czas by autor mógł odsłonić przed czytelnikiem wszystkie karty. Jeżeli szukacie wielowątkowej historii, kładącej duży nacisk na zagłębianie się w psychikę bohaterów i analizę ludzkich zachowań, albo po prostu chcecie dać się porwać historii zawiłej niczym samo życie – nie wahajcie się – ,,Cykada na parapecie’’ jest właśnie dla Was.

Kosz_z_Książkami
“Czasami nie da się opisać słowami smutku, który rozrywa duszę. Nawet łzy nie pomagają się go pozbyć. Jest ulotny, bezkształtny, chociaż przyczepiony do konkretnego etapu życia i człowieka. Opada na dno serca jak płatki śniegu. Chociaż nigdy nie topnieje, a wraz z upływem lat zmienia się w kryształki lodu”.


Nic tutaj nie jest takie, jak nam się początkowo wydaje. Justyna i Krystian poznali się jeszcze w czasach licealnych, połączyło ich silne uczucie, są małżeństwem od sześciu lat. Od jakiegoś czasu jednak wszystko się sypie, nie potrafią się ze sobą dogadać, on zawiódł jej zaufanie. Przyjaciele nakłaniają ich, by wyjechali do chaty letniskowej w Małopolsce, aby tam w ciszy i spokoju spróbowali odnaleźć to, co utracili, by zażegnali kryzys małżeński. Jednak lawina pretensji narasta, Justyna zamyka się w sobie, nie chce rozmawiać, ucieka. Krystian, bezskutecznie próbuje się przebić przez gruby mur, którym odgrodziła się żona, a jej mroczne wspomnienia z przeszłości w niczym nie pomagają, wręcz przeciwnie. Wydaje się, ze rozwód jest tylko kwestią czasu. Na drodze Justyny staje Mateusz, który ma w sobie coś, co powoduje, ze kobieta ciągnie do niego jak ćma do ognia. Czy się poparzy? Tych dwoje łączy więcej niż mogłoby się nam wydawać.

Tak trudno czasami dojść do ładu z samym sobą, a co dopiero z innymi. Nie jest to łatwa opowieść… Wielowymiarowa, wnikliwa perspektywa, ukazująca psychologiczne studium ludzkich zachowań w różnych, czasami bardzo dramatycznych warunkach. Akcja powieści toczy się swoim rytmem, nieustannie zaskakuje. Fabuła ciekawie poprowadzona, dopracowana w każdym szczególe, wywołuje ogromne, sprzeczne emocje. To było niesamowite, mocne, zaskakujące, chwilami wręcz mrocznie! Niepodważalnym atutem powieści są bohaterowie. Skomplikowane, autentyczne, rewelacyjnie wykreowane osobowości, wzbudzają w czytelniku wiele emocji. Cały czas miałam wrażenie, że razem z nimi przemierzałem ich kręte życiowe ścieżki.

Autorka porusza istotne, zawiłe problemy ludzkiej egzystencji, umiejętnie lawiruje między różnymi postaciami, realnie ukazując ich prawdziwe oblicza. Przyjaźń, miłość, skomplikowane relacje rodzinne, brak wsparcia, wyrządzone krzywdy, o których nie da się zapomnieć. Niedopowiedzenia, brak szczerości w związku, mylące, krzywdzące poczucie, że wiem lepiej, co jest dobre dla tej drugiej osoby. Nieprzepracowane traumy z dzieciństwa, bolesna przeszłość, przez którą się identyfikujemy, a która nie pozwala swobodnie żyć, oddychać, stworzyć dobry związek. Zdrada, łatwość, z jaką przychodzi nam osądzanie innych, bezpodstawne rzucanie oskarżeniami. Miłość, która jest, która trwa, wbrew wszystkiemu i wszystkim. Czy odnajdą się ponownie?

Pedofilia to temat trudny, obecny, czyny, dla których nie ma wybaczenia, pobłażania, jakiegokolwiek tłumaczenia. To jest zło… Czy można wczuć się w psychikę takiego człowieka? Porwanie, gwałt, brutalna zbrodnia, zemsta, depresja, prześladowanie przez rówieśników, zrzucanie winy rodziców na dziecko, bolesna obojętność, odkrywanie swojej seksualności. Jak możemy przeciwdziałać czemuś, co siedzi w nas od zawsze, nie mamy na to wpływu i jest złe. Przebaczenie, które daje ukojenie. Wiara do Boga, która przychodzi stopniowo, niesie spokój i radość.

Fascynująca, mądra, nietuzinkowa, napisana z empatią opowieść. Daje do myślenia, zostanie we mnie na dłużej. Była to niełatwa, a zarazem piękna przygoda, której całkowicie dałam się porwać. Koniecznie muszę poznać inne powieści autorki. Z całego serca polecam, czytajcie!

Tatiasza ijejksiążki
Nawarstwianie się niedopowiedzeń, nieprzepracowanie emocji i mierzenie się z trudną przeszłością sprawia, że nie potrafimy zbudować dobrych związków. Te, w które wchodzimy prędzej czy później się rozpadną. Nie pomoże żadna magiczna „siła miłości”, bo zawsze zostaniemy przygnieceni ciężarem własnych doświadczeń i nawarstwiających się odczuć, przez które nie potrafimy panować nad słowami i czynami, przez które stajemy się „kolczaści” i „kujący”, bo na wszelki wypadek, aby nikt nas nie zranił nie zbliżamy się wystarczająco mocno. Właśnie o takim problemach jest książka M. M. Macko „Cykada na parapecie”.


Do powieści wprowadza nam zadziwiający sen o olbrzymim pająku mordującym i ćwiartującym ofiarę. Mamy przeczucie, że będzie mrocznie i niepokojąco. Coś tłamsi bohaterkę, sprawia, że czuje zagrożenie i podsuwa jej krwawe obrazy. Powracające senne wizje niszczą jej spokój. Kolejne sceny to już codzienność, do której wchodzimy, kiedy wieloletnie małżeństwo stojące na progu rozwodu za namową przyjaciół udaje się do wspólnego domku na wsi. Wspólnie spędzone chwile mają pomóc w odbudowaniu tego, czego nie udało się uratować w czasie spotkań ze specjalistami. Pobyt na prowincji jednak nie pomaga ich relacjom. Justyna niby chce coś zmienić, ale nastawiła się na koniec małżeństwa. To właśnie z jej perspektywy poznajemy przeszłość, wchodzimy do czasu dzieciństwa, tajemnic, traumy rozwodu, depresji matki oraz problemu, który na niej od lat ciąży. Jednocześnie obserwujemy zwyczajną codzienność dwojga ludzi odruchowo walczących ze sobą, męczących się swoim towarzystwem. Pobyt w wiejskim domu to okazja na wytchnienie, oderwanie się od codzienności i nawiązanie też nowych znajomości. I to właśnie one w pewien sposób przewrócą codzienność Justyny i Krystiana, pozwolą na uzmysłowienie sobie, w czym tkwi problem. Poddani próbom i wątpliwościom muszą stawić czoła temu, co zaserwują im inni ludzie. Na ile będą gotowi razem pokonać przeciwności? Czy po zrozumieniu motywów działania ojca Justyna będzie mogła zacząć budować życie na nowo? „Cykada na parapecie” to pozornie lekka lektura pełna zdań, które mogą wyglądać jak banalne mądrości, ale to tak naprawdę powieść z podsunięciem ważnych problemów. Znajdziemy tu motyw porwania, gwałtu, pedofilii. Jest też problem depresji, załamania się po odkryciu prawdy o mężu, prześladowania przez nastolatków, przerzucania win rodziców na dziecko i problem przepracowania go. Do tego pisarka wchodzi trudny temat ludzkiej seksualności, jej odcieniów, stygmatyzacji, poszukiwania pomocy. Prześladowanie prowadzi do tragedii, w której poszkodowanych jest wiele: ofiara, jej rodzice, ale też sprawca czynu i jego rodzina. Wokół zła rozchodzą się kręgi fal niczym na wodzie, w którą uderza kamień. Mamy tu silne zaznaczenie jak niesamowicie ważna jest otwartość i kierowanie się wiedzą naukową, pomaganie w poszukiwaniu rozwiązań. Prześladowanie nie uwalnia od zachowań, które mogą kogoś skrzywdzić. M.M. Macko wprowadza czytelników do świata zbrodni i traum ciągnących się za otoczeniem sprawcy i kata latami. Muszę przyznać, że „Cykada na parapecie” zaskoczyła mnie. Pierwsze wrażenie lekkiej powieści, której bohaterzy jednoczą się wokół przekonań religijnych sprawiło, że byłam przeświadczona, że to będzie kolejna ckliwa opowieść o tym jaką siłę ma modlitwa i jak pięknie potrafi ratować małżeństwa. Zamiast tego mamy brutalną historię zbrodni i emocjach z nią związanych. Pisarka zmusza do postawienia sobie pytań: jak możemy poradzić sobie z tym, na co nie mamy wpływu, jak pomagać sobie i innym. I przede wszystkim jak niesamowicie ważne jest przebaczenie. Nie zapomnienie, nie wyparcie, ale przebaczenie wszystkiego, co nas spotyka pozwalające na uwolnienie się od goryczy, jaką dają pretensje do osób, które nas zraniły. To nie krzywdzącym oddajemy wówczas przysługę tylko sobie dajemy prezent uwalniania się od złych wydarzeń. I z takim przesłaniem pozostawia nas pisarka. W „Cykadzie na parapecie” znajdziemy wiele problemów społecznych. Zobaczymy, że nawet mijane osoby mają wpływ na nasze losy, że każdy drobiazg może mieć znaczenie i może przeważyć o naszej przyszłości. W powieści pojawia się też motyw zemsty, szukania sprawiedliwości. Tylko czy można ją uzyskać? Czy jest jakaś siła, która pozwoli wyrównać rachunki strat? Czy poświęcanie czasu na odegranie może nam przynieść coś dobrego? I gdzie szukać tego dobra? Do tego zderzamy się z takim poważnym tematem jak pedofilia i zbrodnia. Ciekawa, dająca do myślenia powieść. Polecam.

AnnaSikorska
Przyznam uczciwie, że do lektury przystąpiłem bez większego zaangażowania. Początek wydał mi się banalny, zapowiadał opowieść o pewnej parze i jej urlopie na wsi, gdzie oboje mieli ratować przed rozwodem swoje małżeństwo. Znacie to? Bałem się nudy, powtarzania tych samych zaklęć, hamletyzowania, rozdzierania szat, rwania włosów, przywoływania wspomnień, mozolnych tyrad, znużenia i frustracji bohaterów. Wszystko już było! Podobne historie o rozpadzie uczuć przerabialiśmy po tysiąc razy. Jednak myliłem się! „Cykada na parapecie” to książka z dramatycznym wątkiem kryminalnym. Miłość, jak się okazuje, można ratować na różne sposoby, najlepiej… ocalając życie kochanej osobie.


RANY POTRZEBUJĄ CZEGOŚ WIĘCEJ NIŻ ZAGOJENIA I UZDROWIENIA.

Jeśli potrzebujecie – nie tylko na lato – powieści wartościowej, intrygującej, niebanalnej, takiej, która pozostawi w was głębszy ślad i zmusi do przemyśleń, koniecznie weźcie ze sobą, dokądkolwiek się udajecie, książkę M.M. Macko „Cykada na parapecie”.

Justyna i Krystian wyruszyli z Warszawy do chaty letniskowej w Maruszynie koło Szaflar na prośbę Tomka i Moniki, którzy z niezrozumiałego powodu wierzyli, że w pięknych okolicznościach przyrody ta para może uratować swoje małżeństwo, jeśli oczywiście znajdzie w sobie choć trochę dobrej woli. Niestety, oboje – skryci za maskami zaangażowania – tylko udawali, że tego pragną. Ich kilkuletni związek posypał się jak domek z kart. Zamiast rozmawiać – milczeli wyniośle albo warczeli na siebie. Nie potrafili odszukać tego, co ich kiedyś połączyło. Zachowywali się jak obcy ludzie, a niekiedy – wręcz jak wrogowie.

Kroplą, która przechyliła czarę goryczy, było odkrycie, że Krystian zaciągnął w banku olbrzymi dług. Wprawdzie spłacał go, lecz utracił zaufanie Justyny, nie informując jej o tym ani słowem. Wiadomość o pożyczce nie miałaby dla niej tak porażającego znaczenia, gdyby nie fakt, że obudziła w dziewczynie najbardziej wstrętne wspomnienia, tkwiące w jej psychice jak bolesny, ropiejący cierń. Te wspomnienia wiązały się z ojcem-zboczeńcem, którego kiedyś znienawidziła. To zanadto skomplikowane, żeby wyjaśnić wszystko w tym miejscu, lecz istotne dla akcji całej książki. Justyna nienawidziła ojca, będąc świadomą, dojrzałą kobietą. Wciąż tkwiła w niej jednak, głęboko ukryta, dziewczynka – córunia tatunia. Nie uświadamiała sobie, że jakąś częścią siebie nadal go kocha jako kilkuletnia córka. Ta, która doskonale zapamiętała, co się stało w dniu jej urodzin, gdy miała dziesięć lat… A później to wszystko złe zasklepiła pod pokładem niepamięci. Z ambiwalencji tkwiących w niej uczuć, rzutujących także na jej związek, zdała sobie sprawę dopiero w momencie… porwania i uwięzienia w lochu, kiedy była bita po twarzy i kopana w brzuch… „Czasami rany potrzebują czegoś więcej niż zagojenia i uzdrowienia. Odrętwiałe, sparaliżowane miejsca wymagają zmartwychwstania” – powiedziała Justyna.

Nie zapędzajmy się jednak w streszczenia, żeby nie pozbawić zaintrygowanych tym wątkiem czytelników przyjemności przeczytania książki. Aspekt kryminalny jest oczywiście ważny, bo implikuje rozwój wydarzeń, ale nie najważniejszy. Podobnie zresztą jak wątek obyczajowy, ponieważ w kryzysie małżeńskim, zwiastującym rozwód, zachowania obojga są zazwyczaj standardowe. Ona unika męża, oskarżając go nieustannie o prawdziwe i wymyślone krzywdy, o zdradę i kompletny brak serca. Zaraz po tym sama wikła się w romans z sąsiadem. Owija się szczelnie kokonem podejrzeń i depresyjnego smutku. Z kolei on zawsze wie lepiej, co dobre dla niej i dla niego, jakie są przyczyny ich kryzysu, wszystko potrafi wytłumaczyć. Oczywiście zapewnia przy tym, że nieustannie kocha i cierpi na widok jej smutku. Ciekawym zabiegiem kompozycyjnym powieści jest śledzenie wydarzeń i myśli bohaterów naprzemiennie, raz jej, raz jego oczami.

W tej historii, gdy rozwód wydaje się najlepszym rozwiązaniem, rzeczywistość pokazuje jednak, że są jeszcze ważniejsze sprawy i że rozważania o kryzysie trzeba odłożyć na później. Rozpad małżeństwa może być koszmarem, lecz w konkretnej chwili są rzeczy ważniejsze i bardziej przerażające. Istotniejsze – i do natychmiastowego rozwiązania! W kotłowaninie zdarzeń trzeba zapomnieć o swoich potrzebach, własnym komforcie i błyskawicznie podejmować decyzje, które mogą zniszczyć lub uratować czyjeś życie. W takiej sytuacji znalazł się Krystian, a Justyna… wpadła po uszy w jeszcze większe bagno. Ich związek zawisł na linie cienkiej niczym włos. Mogli sobie pomóc tylko jednym hasłem SMS-owym: „Cezar”. Czy policja z Nowego Targu i Zakopanego zareaguje na taki znak? Uwierzy, że to rozpaczliwe wołanie o ratunek? Tylko to hasło wywoławcze, które kiedyś, w lepszych czasach, wymyślili dla siebie, mogło sprawić cud, poruszyć pokłady zrozumienia i zaufania, mogło obudzić nadzieję, ale równie dobrze sprowokować siły zła i doprowadzić do nieodwracalnych krzywd.

Wyjeżdżając do Maruszyny ze sztuczną misją ratowania swojego związku, Krystian i Justyna nie wiedzieli, że los – a może siła boska? – zmusi ich do ponadludzkiego wysiłku, by ocalić wiarę w siebie i w drugiego człowieka. Nie mieli też pojęcia, że będzie to ten moment, w którym odtworzą w sobie zapomnianą, pokrytą kurzem wiarę w boga, i że cytaty z biblii pozwolą im przetrwać najgorsze. Ta część książki wymaga od nas szczególnej uwagi, ponieważ autorce udało się w sposób niezwykle sugestywny i plastyczny pokazać przemiany, jakie dokonały się w duszach obojga bohaterów. Pisarka dała wyraz, jak sądzę, swojemu przekonaniu, że podstawą prawdziwej miłości muszą być wiara i nadzieja. „Cykada na parapecie” (tytuł wieloznaczny!) jest opowieścią wielowarstwową – i żadna z tych warstw nie pozwala przejść nad przesłaniem książki obojętnie. Główna bohaterka namawia – po przerażających przejściach, jakie stały się jej udziałem – do biegu przez życie z otwartymi dłońmi i sercem. Sądzicie również, że tak trzeba?

Stanisław Bubin Lady's Club Dwumiesięcznik nie tylko dla kobiet

Powieść "Zapomniałem dodać" jest dostępna w księgarniach

Joseph uchylił jedną powiekę, ale w błyskawicznym tempie ją zamknął. Jego czaszkę rozsadzał pulsujący ból i mężczyzna bał się, że gdy otworzy obydwoje oczu, głowa mu po prostu eksploduje. Leżał spokojnie, próbując odtworzyć w pamięci wydarzenia z poprzedniego wieczoru. Po pracy poszedł z kolegami do Molly Malone’s Irish Pub. Spędzili tam z pięć godzin, a potem przenieśli się do Prime Time Pub. Boże, co było dalej? Jo delikatnie dotknął czoła, trzymając powieki nadal szczelnie zaciśnięte. Wyglądało na to, że film urywał się wkrótce po przybyciu do drugiego lokalu…